sobota, 15 lutego 2014

Rozdział VII: "Wysadzisz szkołę!"

Z detektywistycznych przemyśleń wyrwała ją Penny.
- A na stronie szkoły nie będzie adresu?
- Mamuś, to szkoła... Oni tam mają stronę tylko dla szpanu. Pewnie nic tam nie wstawiają. - Westchnęła. I spojrzała na matkę. Jej wzrok mówił sam za siebie. - No dobra! - Powiedziała zrezygnowana i sięgnęła po laptop. Wpisała w wyszukiwarkę nazwę liceum i zaczęła szukać. Po wejściu w jeden z wielu linków jej oczom ukazała się strona internetowa. Obszukała ją całą i... - Znalazłam! - Krzyknęła triumfalnie pokazując kursorem napisany drobnym maczkiem adres szkoły. Poszperała jeszcze w internecie, jednak ku jej złości zobaczyła, że w szkole trzeba nosić mundurki. - O nie, nie, nie! - Krzyczała chodząc jak cień za swoją rodzicielką. - Co oni sobie myślą, że założę jakieś rajstopy z siatki rybackiej, spódnicę niepraną przez sto lat i koszulę w paski?! Ja tego nie przeżyję! - Powiedziała gotowa na ocieranie łez z oczu.
- Allisia, przesadzasz... - Powiedziała wykończona rozmową starsza Dawson. - Mundurki to nic złego. Sama kiedyś w jednym chodziłam i nie dramatyzowałam, jak jakiś rozpuszczony bachor...
- Ja rozpuszczona? - Spytała niedowierzając. - Wcale nie! Po prostu już widziałam to okropieństwo i nie mam zamiaru tego zakładać.
- Jak chcesz... - Odpowiedziała spokojnie. - Ale inna szkoła w Miami jest dwadzieścia kilometrów od nas. Chce ci się tam codziennie chodzić?
- Jak nie będzie tam trzeba chodzić ubranym od stóp do głów w upał to tak! - Krzyknęła i pobiegła do pokoju. Za chwilę z niego wyszła. - U mnie jest kilku metrowa dziura. Gdzie będę spała? - I nie wytrzymała wybuchając śmiechem. - To się nazywa komizm sytuacji...

~*~

We dwie usiadły w salonie lub jak inni mogą stwierdzić w miejscu, gdzie mogły spokojnie porozmawiać o jutrzejszym dniu.
- Wybrałaś już zajęcia dodatkowe? - Spytała starsza.
- Tak... - Odpowiedziała kładąc na stół szkolną broszurkę z podkreślonymi przedmiotami.
- Co my tu mamy... - Powiedziała spoglądając na zadrukowaną kartkę. - Muzyka, teatr, taniec... - Zawiesiła głos. - Ally, taniec? - Spytała z niedowierzaniem. - Przecież ty nie umiesz tańczyć.
- Dzięki za poparcie. - Powiedziała sarkastycznie śmiejąc się.
- I jeszcze co... Gotowanie? - Penny zaczęła się śmiać. - Wysadzisz szkołę! - Faktycznie... Mała Dawson miała niezwykły talent kulinarny. A bardziej jego brak. Kiedyś gdy postanowiła zrobić ciasto, nie dość, że je przypaliła, to jeszcze skończyło się interwencją straży pożarnej. Do dziś Ally nie wie jakim cudem piekarnik stanął w płomieniach... Na szczęście nic nikomu się nie stało. Od tamtej pory brunetka ma dożywotni zakaz zbliżania się do kuchni.
- Wcale nie... - Powiedziała oburzona. - Dobra, wykreślamy gotowanie.
- Nie boisz się?
- Czego?
- Jutra, że nikt cię nie polubi, że będziesz pośmiewiskiem i tak dalej...
- Teraz już tak... - Podkuliła nogi pod brodę kołysząc się w przód i tył.
- Nie przejmuj się. Nawet jeśli wszyscy cię znienawidzą to i tak jest tylko ostatnia szkoła, po której będziesz pamiętała najwięcej. - Uśmiechnęła się.
- Nie umiesz wygłaszać mowy motywującej. Lepiej zostań psychologiem zwierząt. One i tak tego nie zrozumieją. - Odgryzła się.
- A wiesz, że z nimi łatwiej dogadać się niż z tobą?
- A to już nie moja wina... - Odwróciła się w stronę telewizora i zaczęła oglądać kreskówki. Jeszcze trochę porozmawiała z Penny i położyła się spać w salonie. Nie chciała, a raczej nie mogła spać. Przez cały czas zastanawiała się nad jutrem. Po głowie krążyło jej zdanie matki: "Ostatnia szkoła, po której będziesz pamiętała najwięcej." Jakim cudem osoba kompletnie nie umiejąca motywować jest psychologiem? Ale to teraz nie najważniejsze. Co będzie jutro?

~*Kilka godzin później - siódma rano.*~

- To już dziś, już dziś, już dziś! - Krzyczała biegając raz w prawo, raz w lewo szukając rzeczy, których nie może zapomnieć. - Już dziś, dziś, dziś! Aż mi się chce śpieewać! - Udawała operową śpiewaczkę. - Ktoś zna jakąś wesołą piosenkę? Because I`m happyyyy... - Tańczyła i śpiewała kawałek piosenki Pharrella Williamsa.
- Ty się dobrze czujesz? - Szampański nastrój dziewczyny przerwała Penny.
- Nie i to jest najlepszeee! - Dalej biegała z głową w chmurach.
- O kiedy ty się tak cieszysz z pierwszego dnia szkoły? - I to było jak magiczne zaklęcie. Ally nagle się zatrzymała i uspokoiła.
- To ja idę do szkoły?! - Wykrzyczała zdziwiona. - Przecież są wakacje.
- Pierwszy września. A ty niby myślałaś, że gdzie?
- Nie wiem... Pamiętałam tylko, że gdzieś idę.. I że dawno tam nie byłam. - Odpowiedziała zasmucona.
- Aj, Allyś, Allyś, Allyś... No już, idziemy. 
- Spokojnie, sama trafię. Mam mapę. - Pomachała rodzicielce kartką przed oczami. - To ja idę. - Pocałowała mamę w policzek wyszła. O dziwo bez trafiła do szkoły bez zbędnego błądzenia. Powoli weszła do środka dookoła oglądając wszystko co mijała. Szkoła była na prawdę wspaniała. Duża, ładnie pomalowana, zadbana, czysta... Tylko zgłosić na szkołę roku. Nieświadoma wszystkiego Ally wpadła na jedną z uczennic i wytrąciła jej telefon z ręki.
- Ojej, bardzo cię przepraszam. Nie zauważyłam cię. Jestem tu nowa i właśnie oglądałam szkołę. Proszę cię nie gniewaj się.
- Spokojnie. - Uśmiechnęła się tajemnicza czarnowłosa podnosząc komórkę z podłogi. - Już wiele razy uderzył o ziemię. Nic się nie stało.
- Całe szczęście. - Szatyna odetchnęła z ulgą. - Już się bałam, że coś się stało. - Faktycznie, telefon działał jak należy.
- Jesteś nowa tak? Nic dziwnego. Nie widziałam cię wcześniej.
- Tak. Przeprowadziłam się trzy dni temu. 
- Który rocznik?
- 96 [od Haretty: Tak, wiem że Laura jest z 95, ale musiałam ją odmłodzić, żeby miała te swoje 17 lat.].
- Ja 95. Czyli ostatnia klasa. A tak w ogóle jestem Vic. - Uśmiechnęła się murzynka. 
- Ally. - Brytyjka odwzajemniła uśmiech. - Wiesz może, gdzie mam teraz iść?
- Niech pomyślę... 96... Na salę gimnastyczną. Choć zaprowadzę cię. - Pociągnęła młodszą za rękę i razem śmiejąc się co chwila doszły na salę. - To ja już muszę iść. Jak coś jestem do twojej dyspozycji. - Pomachała jej ręką i odeszła. Allys usiadła w ostatnim rzędzie by nikt nie zwracał na nią uwagi. Nie udało to jej się. Pewnie wzbudzała podobną sensację, jak gdyby Justin Bieber przyszedł do szkoły. Nikt jednak wolał się do niej nie odzywać. Czemu? Nie wiadomo... Brunetka rozejrzała się po sali i zobaczyła Dakotę. Chciała do niej podejść, jednak zauważyła, że rozmawia z jakąś dziewczyną. Była ona bardzo podobna do... Vic! Trochę taka młodsza wersja. Ally wolała poczekać, aż Daka porozmawia. Byłoby niegrzeczne przerywać rozmowę. Ostatecznie omówienie spraw organizacyjnych się skończyło i dziewczyna nie zdążyła pogadać...

~*~

Witam ponownie! Wczoraj były walentynki i pomimo wielkich chęci nie skończyłam rozdziału. Na przeprosiny macie troszkę dłuższy. Moja deprecha minęła i to dzięki wam. Uwielbiam wasze komentarze. Potrafią postawić na nogi. 
Jak już pisałam rozdział dłuższy i kto wie... Może lepszy? To już zostaje do waszej oceny.
Zrobiłam z Ally szaleńca. Komu się podoba, komu? xD

Życzę (spóźnionych) szczęśliwych walentynek i udanego dnia singla (Tak, to dzisiaj. Sama go obchodzę ;3) tak, czy tak musicie wiedzieć, że to wy skarby jesteście i puki co będziecie moimi walentynkami.

Pozdrawiam!
Harietta <3

3 komentarze: