- Jasne, ale nie tutaj. - Wzięła znajomą za rękę i pociągnęła w stronę szkolnej biblioteki. Drzwi się otworzyły i w przed oczami dziewczyn ukazało się zakurzone, ciemne i opuszczone miejsce. Dookoła latały niewielkie pajęczyny. Wszystkie książki były prawie nie widoczne. Tak, to jest biblioteka. Sęk w tym, że przez ostatnie dwa lata nikt jej nie odwiedzał. Nawet szkolne woźne i dyrekcja uważa, że to miejsce jest już dawno zamknięte i nikt nie ma prawa do niego wejść. Nikt oprócz panny Willson, która potrafi się wszędzie dostać. - Witam w moim skarbcu wiedzy. Tu są informacje na temat każdego. - Powiedziała pokazując ręką na kolorowe teczki porozkładane na półkach.
- Szkoła pozwoliła ci wziąć ten pokój?
- Nie... - Powiedziała zamyślona. - Gdy zamykali bibliotekę woźna upuściła klucz. Wzięłam go i dorobiłam jeden. Oczywiście znaleziony im oddałam. Nikt nie wie, że tu jestem. - Podeszła do Ally. - I nikt nie może się o tym dowiedzieć. Jasne? - Spojrzała na brązowooką, która przestraszona jedynie skinęła głową. Na twarzy nastolatki ponownie zagościł uśmiech.- Więc szukasz Dakoty?
- Tak, zgadza się.
- Hmm... Dakota, Dakota, Dakota... - Zaczęła się rozglądać po swoich teczkach. - Mam! - Powiedziała triumfalnie i chwyciła po jedną z nich. - Dakota Wilde. Od trzech lat mieszka w Miami, wcześniej mieszkanka Melborne w Australii. Wzorowa uczennica i od czterech lat stypendystka. Ciemne, prawie czarne włosy, czekoladowe oczy i piękny uśmiech. - Czytała z kartki. - To ona?
- Jasne! - Powiedziała podbiegając. - Masz coś jeszcze o niej?
- Proszę cię. Mam jej całą biografię. O każdym mam kilka słów, nawet o tobie. Jeśli chodzi o nas, to da się pisać, a Dakota Willson to świetny temat.
- Dlaczego?
- Zobacz sama. - Powiedziała podając teczkę.
- Dakota przybyła do Ameryki trzy lata temu z powodu bla, bla, bla... Masz coś istotnego?
- Trzecia kartka paragraf drugi.
- W szkole można ją spotkać w towarzystwie Kiry Starr. - Nagle przez jej głowę przeleciała dzisiejsza rozmowa. - Z królową szkoły? Daka jest popularna?
- Czytaj dalej. - Odpowiedziała nie odpowiadając.
- Można nazwać ją jej służącą lub jak niektórzy złośliwi mówią "jej pieskiem". Gdy Dakota poznała Kirę była nikim innym jak sobą. Teraz nie ma w niej życia. Jest tylko i wyłącznie na rozkazy królowej. Jeśli chce się z kimś zaprzyjaźnić to tylko z polecenia Starr. - Przeczytała z przerażeniem w głosie. - Nie warto jej ufać. - Zamilkła. Nie wiedziała co powiedzieć, a nawet i pomyśleć. Nagle osoba, której ufała i uważała za zastępczynie Trish stała się dwulicowa i podstępna. - Czy, czy to prawda?
- Tu nie znajdziesz kłamstwa. Nie mam powodu, by tu pisać o niej oszczerstwa... A czekaj... mam. - Jej oczy pokazywały, że dziewczyna robi się coraz bardziej zła. - Ale nie jestem Kirą, żeby niszczyć komuś życie. To jej działka. Jeszcze chcesz coś wiedzieć?
- Tak. Dlaczego Dakota jest służącą?
- To proste i nawet nie trzeba szukać notatek... Dla popularności. Myśli, że jeśli będzie się kręcić wokół popularnych to sama się taką stanie. Niestety to poprawia reputacje jedynie Kirze, a ona idzie w odwrotną stronę. Już rok temu odkryła, że nie tędy droga, ale usługiwanie popularnym jest jak mafia. W życiu się z niej nie wyplączesz. - Jej oczy zaszły łzami. Odwróciła się tyłem i udawała, że czegoś szuka. Był to tylko pretekst do tego, aby nikt nie widział, że jest słaba. Chciała być silna, nieugięta. Chciała, by inni w jej obecności czuli się jak ona tego dnia. Samotna, porzucona, niechciana. - Idź już. - Wyszeptała z trudem powstrzymując płacz.
- Ale...
- Idź już! - Krzyknęła i z jej policzka spłynęła jedna łza. Allyson nie chciała się mieszać w jej życie. Widać było, że już wystarczająco wycierpiała. Była jak książka. Z wierzchu piękna, a w środku tajemnicza.
- Jakbyś czegoś potrzebowała... Możesz na mnie liczyć. - Powiedziała cicho i ruszyła do drzwi.
- Ally... - Dziewczyna szepnęła, gdy ta naciskała już klamkę. - W życiu na nikogo nie możesz liczyć. Każdy ma swoje życie i jest dla niego najważniejsze. Nikt nigdy nie będzie się kimś przejmował jak sobą.
- Może natrafiłaś na niewłaściwe osoby? - Spytała nie odwracając się.
- A może ty jesteś jeszcze zbyt naiwna, by dostrzec prawdziwe życie? Ja je zobaczyłam i wiem, że jest ono okropne. Cześć. - Spojrzała przez okno i wyskoczyła przez nie. Spokojnie, nie ma czego się obawiać. Biblioteka jest na parterze. Tarah nie zrobiła sobie krzywdy. Ally ponownie nacisnęła klamkę i wyszła. Wiedziała, że Tarah spotkało coś złego ze strony Starr. Nie chciała tak skończyć. Postawiła na zemstę.
- Ally. - Powiedziała podając rękę dziewczynie.
- Skąd jesteś?
- Z Londynu. Przeprowadziłam się kilka dni temu.
- Super! Zawsze chciałam tam mieszkać. Ja wcześniej mieszkałam w Nowym Yorku.
- Jak tam jest? - Spytała zaciekawiona. Każdy, kto choć trochę zna Allyson Dawson musi wiedzieć, że dziewczyna uwielbia podróżować. Zawsze chciała pojechać do Nowego Yorku. Było to jej spełnienie marzeń.
- Magicznie. - Powiedziała i myślami przeniosła się praktycznie w to miejsce. - Nic tylko zobaczyć i umrzeć.
- Ale lepiej nie umierać. - Zaśmiała się Dawson. Do sali weszła nauczycielka.
- Proszę o ciszę! - Krzyknęła niska pani. - Zaczynamy lekcje. - Wyjęła książkę, zeszyt z notatkami, włączyła komputer z rzutnikiem i zza biurka wyjęła kilka probówek. - Kto mi przedstawi wiązania między cząsteczkami Al, a Cl?
- Jak ja nienawidzę chemii... - Brunetka szepnęła do koleżanki i otworzyła zeszyt.
- Co ja?
- Każdy w tej szkole ma swoją własną historię związaną z panną Starr. Pora na twoją wersję...
- A więc... - Zaczęła Russo.
- No i się zaczyna. - Powiedziała wzdychając. Zapowiadało się na kolejną długą, tajemniczą historię.
- Zawsze trzymałam się z daleka od Kiry. Jednak nie dało się od niej uciec. Zaczęła się spotykać z moim bratem i o mało co w czegoś go nie wplątała. Musiałam mu pomóc się od niej odciąć. Łatwo nie było, ale choć teraz praktycznie nikt mnie nie lubi udało się. - Uśmiechnęła się mówiąc. - To chyba na tyle.
- To wszystko?! A gdzie historia mrożąca krew? Gdzie te smutne zakończenie?
- Na szczęście w porę od niego uciekłam.
- Jesteś jakaś taka... Inna! - Powiedziała patrząc ze zdumieniem na czarnowłosą. - Podoba mi się to!
- Wymyślasz. - Pociągnęła dziewczynę za rękę. - Choć. Teraz stołówka.
- Przepraszam, ale nie mogę z tobą usiąść. Chcę dać Dakocie nauczkę! - W jej oczach pojawiły się niewielkie iskierki. Widać było, że dziewczyna nie cofnie się przed niczym.
- Chcesz być jak wielka Kira?
- Nie... - Powiedziała przeciągając.
- Proszę cię tylko. Nie niszcz dziewczynie życia. Już i tak w tym dobrze ubranym ciele nie ma już wiele osobowości.
- Co więc proponujesz? - Spytała złowieszczo pocierając rękami.
- Zrobimy tak... - Znów pociągnęła brunetkę zza rękę i razem uciekły gdzieś, gdzie nikt nie mógł usłyszeć ich rozmowy. Plan nie był okrutny. Chodziło w nim jedynie o to, by to, by oduczyć Australijkę kłamania na "dzień dobry".
