piątek, 21 lutego 2014

Rozdział IX: "No i czego się nie robi dla popularności?"

- Mów mi wszystko, co wiesz o Dakocie Wilde. - Takim krótkim rozkazem Ally przywitała Tarah.
- Jasne, ale nie tutaj. - Wzięła znajomą za rękę i pociągnęła w stronę szkolnej biblioteki. Drzwi się otworzyły i w przed oczami dziewczyn ukazało się zakurzone, ciemne i opuszczone miejsce. Dookoła latały niewielkie pajęczyny. Wszystkie książki były prawie nie widoczne. Tak, to jest biblioteka. Sęk w tym, że przez ostatnie dwa lata nikt jej nie odwiedzał. Nawet szkolne woźne i dyrekcja uważa, że to miejsce jest już dawno zamknięte i nikt nie ma prawa do niego wejść. Nikt oprócz panny Willson, która potrafi się wszędzie dostać. - Witam w moim skarbcu wiedzy. Tu są informacje na temat każdego. - Powiedziała pokazując ręką na kolorowe teczki porozkładane na półkach.
- Szkoła pozwoliła ci wziąć ten pokój?
- Nie... - Powiedziała zamyślona. - Gdy zamykali bibliotekę woźna upuściła klucz. Wzięłam go i dorobiłam jeden. Oczywiście znaleziony im oddałam. Nikt nie wie, że tu jestem. - Podeszła do Ally. - I nikt nie może się o tym dowiedzieć. Jasne? - Spojrzała na brązowooką, która przestraszona jedynie skinęła głową. Na twarzy nastolatki ponownie zagościł uśmiech.- Więc szukasz Dakoty?
- Tak, zgadza się.
- Hmm... Dakota, Dakota, Dakota... - Zaczęła się rozglądać po swoich teczkach. - Mam! - Powiedziała triumfalnie i chwyciła po jedną z nich. - Dakota Wilde. Od trzech lat mieszka w Miami, wcześniej mieszkanka Melborne w Australii. Wzorowa uczennica i od czterech lat stypendystka. Ciemne, prawie czarne włosy, czekoladowe oczy i piękny uśmiech. - Czytała z kartki. - To ona?
- Jasne! - Powiedziała podbiegając. - Masz coś jeszcze o niej?
- Proszę cię. Mam jej całą biografię. O każdym mam kilka słów, nawet o tobie. Jeśli chodzi o nas, to da się pisać, a Dakota Willson to świetny temat.
- Dlaczego?
- Zobacz sama. - Powiedziała podając teczkę.
- Dakota przybyła do Ameryki  trzy lata temu z powodu bla, bla, bla... Masz coś istotnego?
- Trzecia kartka paragraf drugi.
- W szkole można ją spotkać w towarzystwie Kiry Starr. - Nagle przez jej głowę przeleciała dzisiejsza rozmowa. - Z królową szkoły? Daka jest popularna?
- Czytaj dalej. - Odpowiedziała nie odpowiadając.
- Można nazwać ją jej służącą lub jak niektórzy złośliwi mówią "jej pieskiem". Gdy Dakota poznała Kirę była nikim innym jak sobą. Teraz nie ma w niej życia. Jest tylko i wyłącznie na rozkazy królowej. Jeśli chce się z kimś zaprzyjaźnić to tylko z polecenia Starr. - Przeczytała z przerażeniem w głosie. - Nie warto jej ufać. - Zamilkła. Nie wiedziała co powiedzieć, a nawet i pomyśleć. Nagle osoba, której ufała i uważała za zastępczynie Trish stała się dwulicowa i podstępna. - Czy, czy to prawda?
- Tu nie znajdziesz kłamstwa. Nie mam powodu, by tu pisać o niej oszczerstwa... A czekaj... mam. - Jej oczy pokazywały, że dziewczyna robi się coraz bardziej zła. - Ale nie jestem Kirą, żeby niszczyć komuś życie. To jej działka. Jeszcze chcesz coś wiedzieć?
- Tak. Dlaczego Dakota jest służącą?
- To proste i nawet nie trzeba szukać notatek... Dla popularności. Myśli, że jeśli będzie się kręcić wokół popularnych to sama się taką stanie. Niestety to poprawia reputacje jedynie Kirze, a ona idzie w odwrotną stronę. Już rok temu odkryła, że nie tędy droga, ale usługiwanie popularnym jest jak mafia. W życiu się z niej nie wyplączesz. - Jej oczy zaszły łzami. Odwróciła się tyłem i udawała, że czegoś szuka. Był to tylko pretekst do tego, aby nikt nie widział, że jest słaba. Chciała być silna, nieugięta. Chciała, by inni w jej obecności czuli się jak ona tego dnia. Samotna, porzucona, niechciana. - Idź już. - Wyszeptała z trudem powstrzymując płacz.
- Ale...
- Idź już! - Krzyknęła i z jej policzka spłynęła jedna łza. Allyson nie chciała się mieszać w jej życie. Widać było, że już wystarczająco wycierpiała. Była jak książka. Z wierzchu piękna, a w środku tajemnicza.
- Jakbyś czegoś potrzebowała... Możesz na mnie liczyć. - Powiedziała cicho i ruszyła do drzwi.
- Ally... - Dziewczyna szepnęła, gdy ta naciskała już klamkę. - W życiu na nikogo nie możesz liczyć. Każdy ma swoje życie i jest dla niego najważniejsze. Nikt nigdy nie będzie się kimś przejmował jak sobą.
- Może natrafiłaś na niewłaściwe osoby? - Spytała nie odwracając się.
- A może ty jesteś jeszcze zbyt naiwna, by dostrzec prawdziwe życie? Ja je zobaczyłam i wiem, że jest ono okropne. Cześć. - Spojrzała przez okno i wyskoczyła przez nie. Spokojnie, nie ma czego się obawiać. Biblioteka jest na parterze. Tarah nie zrobiła sobie krzywdy. Ally ponownie nacisnęła klamkę i wyszła. Wiedziała, że Tarah spotkało coś złego ze strony Starr. Nie chciała tak skończyć. Postawiła na zemstę.

~*~

- To jak? Mogę, mogę, mogę? - Spytała jak małe dziecko, gdy tylko dobiegła do Daki.
- Jasne. - Odpowiedziała niepewnie. - Tylko musisz rozwiązać włosy i założyć jansy.
- Dlaczego?
- Takie są nasze wymogi. Wiesz... Każdy stolik to inna paczka. Najlepiej jest się trzymać nas. - Znów się tak pięknie uśmiechnęła... Jednak to już nie działało na Allys.
- Czyli za godzinę?
- Za godzinę. - Wyjęła z torby plasterki ogórka włożone w mały plastikowy pojemnik. Pisało na nim "Na oczy Kiry."
- Co to? - Spytała brunetka, a Dakota natychmiast zasłoniła napis.
- Mój lunch. - Powiedziała wyjmując jeden z plasterków. Ugryzła go i dziwnie się skrzywiła.
- A to? - Spytała wskazując na butelkę wystającą z jej torebki. Jej sokoli wzrok pozwolił dostrzec napis "Maseczka" na etykietce.
- Moje picie. Lepiej nie polegać na stołówkowym jedzeniu. - Sięgnęła i wypiła trochę brązowo-zielonego napoju. - Muszę iść. - Powiedziała krztusząc się przy tym.
- Jasne. To za godzinę!
- Pa! - Krzyknęła i jak najszybciej odbiegła od znajomej.
- No i czego się nie robi dla popularności? - Cicho spytała samą siebie śmiejąc się pod nosem. Zadzwonił dzwonek.

~*~

Weszła do klasy i od razu spotkała się ze wzrokiem innych. Był on dość dziwny. Trochę wyglądało to na złość, trochę na współczucie, trochę na podziw. Podeszła do wolej ławki i jak najszybciej do niej usiadła.
- Coś się stało? - Spytała blisko siedzącą dziewczynę.
- Złamałaś Dakotę. Jesteś wielka. - Powiedziała nieznajoma czarnowłosa poprawiając czapkę.
- Jak to złamałam?
- Po raz pierwszy zrobiła coś co nie było rozkazem Kiry. Jak ty to zrobiłaś?
- Sama nie wiem. O coś się jej zapytałam, a ona zaczęła robić jakieś głupoty.
- Musisz mnie tego nauczyć. - Uśmiechnęła się. - Jestem Alex.
- Ally. - Powiedziała podając rękę dziewczynie.
- Skąd jesteś?
- Z Londynu. Przeprowadziłam się kilka dni temu.
- Super! Zawsze chciałam tam mieszkać. Ja wcześniej mieszkałam w Nowym Yorku.
- Jak tam jest? - Spytała zaciekawiona. Każdy, kto choć trochę zna Allyson Dawson musi wiedzieć, że dziewczyna uwielbia podróżować. Zawsze chciała pojechać do Nowego Yorku. Było to jej spełnienie marzeń.
- Magicznie. - Powiedziała i myślami przeniosła się praktycznie w to miejsce. - Nic tylko zobaczyć i umrzeć.
- Ale lepiej nie umierać. - Zaśmiała się Dawson. Do sali weszła nauczycielka.
- Proszę o ciszę! - Krzyknęła niska pani. - Zaczynamy lekcje. - Wyjęła książkę, zeszyt z notatkami, włączyła komputer z rzutnikiem i zza biurka wyjęła kilka probówek. - Kto mi przedstawi wiązania między cząsteczkami Al, a Cl?
- Jak ja nienawidzę chemii... - Brunetka szepnęła do koleżanki i otworzyła zeszyt.

~*~

- Wolnoość! - Krzyknęła Ally wybiegając z sali. Wyglądało to przekomicznie, ale cóż... Tak wygląda uwalnianie się od znienawidzonego przedmiotu.
- Spokojnie... - Powiedziała cicho Alex.
- Nie mogę! Jestem woolna!
- A w sumie... Wolnoość! - Krzyknęła powtarzając się za towarzyszką.
- Czyli to na serio wygląda aż tak źle? - Spytała załamana spoglądając na czarnowłosą. Obie dziewczyny głośno się zaśmiały.
- To jak to zrobiłaś? - Spytała, ich "śmiechy" już ucichły.
- Ale co?
- No z tą Wilde.
- Poznałam ją dwa dni temu. Nawet się polubiłyśmy, ale urywała, że jest służącą Kiry. W końcu zaczęła być aż tak zdesperowana, że nawet abym uwierzyła postanowiła udawać, że kosmetyki Kiry to jej lunch. - Zaśmiała się. - Było całkiem zabawnie... A ty...?
- Co ja?
- Każdy w tej szkole ma swoją własną historię związaną z panną Starr. Pora na twoją wersję...
- A więc... - Zaczęła Russo.
- No i się zaczyna. - Powiedziała wzdychając. Zapowiadało się na kolejną długą, tajemniczą historię.
- Zawsze trzymałam się z daleka od Kiry. Jednak nie dało się od niej uciec. Zaczęła się spotykać z moim bratem i o mało co w czegoś go nie wplątała. Musiałam mu pomóc się od niej odciąć. Łatwo nie było, ale choć teraz praktycznie nikt mnie nie lubi udało się. - Uśmiechnęła się mówiąc. - To chyba na tyle.
- To wszystko?! A gdzie historia mrożąca krew? Gdzie te smutne zakończenie?
- Na szczęście w porę od niego uciekłam.
- Jesteś jakaś taka... Inna! - Powiedziała patrząc ze zdumieniem na czarnowłosą. - Podoba mi się to!
- Wymyślasz. - Pociągnęła dziewczynę za rękę. - Choć. Teraz stołówka.
- Przepraszam, ale nie mogę z tobą usiąść. Chcę dać Dakocie nauczkę! - W jej oczach pojawiły się niewielkie iskierki. Widać było, że dziewczyna nie cofnie się przed niczym.
- Chcesz być jak wielka Kira?
- Nie... - Powiedziała przeciągając.
- Proszę cię tylko. Nie niszcz dziewczynie życia. Już i tak w tym dobrze ubranym ciele nie ma już wiele osobowości.
- Co więc proponujesz? - Spytała złowieszczo pocierając rękami.
- Zrobimy tak... - Znów pociągnęła brunetkę zza rękę i razem uciekły gdzieś, gdzie nikt nie mógł usłyszeć ich rozmowy. Plan nie był okrutny. Chodziło w nim jedynie o to, by to, by oduczyć Australijkę kłamania na "dzień dobry".

~*~

Dziś nauczyłam się, że rozdziały muszą być dłuższe. Jak wam się podoba. Poznałyście Alex i troszeczkę przybliżyłam wam Dakcie z Tarah. Nie wiem czemu, ale lubię Tarah. Jest taka inna. Różni się od tych wszystkich cukierkowych ludzi.
Pozdrawiam was z krainy słuchania "Ulepimy dziś bałwana?" (Jak ja to kocham!) xD
Postanowiłam, że dopiski będą krótsze, bo czasem mi wychodzą one dłuższe od samych rozdziałów. Chyba, że tak bardzo interesuje was moje życie... Kto wie? Jak coś "Liberum Veto" dozwolone! ;3
Jak zauważyłyście teraz zamiast piosenek są gify. Zdecydowanie je wolę, bo są krótkie i przynajmniej ktoś na nie zerknie. Wątpię, czy ktoś wcześniej to włączał...
Jeszcze raz pozdrawiam!
Harietta <3

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział XVIII: "Blond włosy..."

~Dzień później~
Stała jak gdyby nigdy nic na korytarzu. Było już po trzeciej lekcji podczas której nie wydarzyło się nic ciekawego. Ławki były pojedyncze, więc nie musiała się martwić, że siedzi sama. Co godzinę ludzie się zmieniali, ale ona nawet nie starała się zapamiętać ich imion. Przyjdą, posiedzą i pójdą nic nie wnosząc do jej życia. Jedyną uwagę przyciągnął ON. Blond włosy, niebieskie oczy i to wspaniałe poczucie humoru. Czy można chcieć czegoś więcej? Warto jeszcze dodać, że był jedyną osobą, która odważyła się z nią porozmawiać. Ahh... Prawdziwy ideał. Właśnie w tej chwili oparła się o szafki i z daleka go podziwiała. Nawet nie wiedziała jak ma na imię, skąd pochodzi, czy lubi koszykówkę. Można to nazwać zauroczeniem.
- Nie warto. - Jej skryte podziwiania przerwał nieznajomy głos. Dziewczyna odwróciła się na chwilę i nikogo nie dostrzegła. Z powrotem spojrzała przed siebie i ku jej przestraszeniu stała przed nią wysoka dziewczyna o brązowych włosach z drobną namiastką różu i mocno czerwonymi włosami.
- Kim ty jesteś? - Spytała wystraszona.
- Jestem Tarah, ale mną się nie przejmuj. Praktycznie nikt na mnie nie zwraca uwagi. - Powiedziała cicho nieznajoma.
- Ja jestem Ally. O co ci chodziło?
- Zadajesz zbyt dużo pytań. - Westchnęła oglądając się na prawo. - Widzę jak parzysz na niego.  - Pokazała ręką na chłopaka.
- Nie... - Powiedziała podwyższonym głosem. - A co, bardzo widać?
- Dla mnie? Bardzo. Dla innych ludzi? Nie. - Odpowiedziała wodząc wzrokiem za chłopakiem. - Ja patrzę poza to co widać. Nie denerwuj się tak. Nikomu nie powiem. Nie mam nawet komu. - Odpowiadała praktycznie na każde pytanie jakie pojawiało się w głowie Allys. - Chcę cię tylko ostrzec. Chad Cooper to zły obiekt westchnień.
- On ma na imię Chad? To takie ładne imię... - Powiedziała rozmarzona. - Ale dlaczego zły?
- On nie jest zły. Widzisz tamtą dziewczynę przy drzwiach wejściowych? - Pokazała palcem na ciemnowłosą dziewczynę. Tą samą, którą wczoraj widziała razem z Dakotą. - To Kira, jego dziewczyna. Lepiej z nią nie zadzierać. Panna Starr jest królową tej szkoły. Jak jej podpadniesz już będzie z tobą koniec.
- Skąd to niby wiesz?
- Wszystko uważnie obserwuję. - Powiedziała nie spuszczając wzroku z Kiry. - I też kiedyś byłam na twoim miejscu. Tylko ja wszystko straciłam. - Do jej oczu zaczęły napływać drobne łzy. - Ty masz jeszcze wybór. Przemyśl to Dawson. - Szepnęła. Ally jeszcze raz zerknęła na Starr i znów na Tarah.
- Skąd wiesz jak mam na nazwisko? Nie mówiłam ci tego.
- Ja wszystko wiem. - Powiedziała i odeszła znikając w tłumie uczniów.
- To było dziwne... - Powiedziała zdziwiona brunetka i usłyszała dzwoniący dzwonek na lekcje. - Nie ważne. - Mruknęła i podeszła pod salę.
Miała szczęście, że teraz była plastyka - jeden z przedmiotów na którym nie trzeba dużo myśleć, a to akurat była ostatnia rzecz, którą chciała zrobić. Ciągle myślała na przemian: o Chadzie lub o Tarah i jej "Jak jej podpadniesz już będzie z tobą koniec.".
- A może ona tak tylko żartowała? - Pomyślała i spojrzała w stronę chłopaka. - Chociaż wolę tego nie sprawdzać. - Szepnęła rysując na kartce podobiznę nieznajomej.
-  To Willson? - Znowu ktoś wyrwał ją z rozważań. Tym razem był to w miarę znany przez nią głos. Podniosła głowę i zobaczyła dobrze znaną jej twarz chłopaka.
- Ah.. To ty Augustin? - Spytała oddychając z ulgą. Już myślała, że to Chad.
- Blisko, Austin.
- Ojej, przepraszam. - Westchnęła.
- Nie szkodzi. To Willson? - Powtórzył pytanie.
- Nie wiem... - Zamyśliła się próbując przypomnieć sobie nazwisko dziewczyny. Nie podała go. - Pamiętam, że ma na imię Tarah.
- Czyli Willson. Już ją znasz?
- Tak, trochę mnie przeraża.
- Jest wszędzie? - Spytał jakby znał już odpowiedź. Allys tylko pokiwała twierdząco głową. - Spokojnie, przyzwyczaisz się. W tej chwili dziewczyna zapomniała o całym świecie, o Chadzie, o Dakocie, o Tarah, o Trish, której już dawno nie widziała i niezmiernie za nią tęskniła, o Kirze, której szczerze mówiąc się obawiała. Chłopak miał niezwykłe oczy. Gdy na nie patrzyła, liczyły się tylko one. Uśmiechnęła się blado i postanowiła oderwać wzrok od blondyna i wrócić do rysowania. W ten sposób nie musiała się na niczym skupiać. - Przepraszam cię za tą ścianę.
- Nie szkodzi. Wybaczam. - Powiedziała nie odrywając wzroku od kartki.
- Czyli wszystko w porządku? - Powiedział uradowany. Zadzwonił dzwonek na przerwę.
- Nie do końca. Wybaczam, ale nie zapominam. - Brunetka zebrała książki i wybiegła z sali zostawiając chłopaka w niej samego.

~*~

Wyszła przed salę i oparła się o ścianę. Nie rozumiała swojego położenia. Z jednej strony traci najlepszą przyjaciółkę, z drugiej nagle poznaje tajemniczą Dakotę, z trzeciej się zakochuje w nieznajomym chłopaku... Jeszcze na dokładkę ten cały natrętny Austin. Do tego mamy Tarah, która jest jak duch - widzi wszystko... Nic dziwnego, że Ally czuła się jak w jakiejś dziwnej telenoweli. Chciałaby z kimś porozmawiać. Tylko z kim? Z mamą nie, bo to mama. Z Trish nie, bo nie ma przy sobie telefonu. A cała reszta jej nie zrozumie...
- "Jeśli kogoś stracisz, może istnieć szansa, że spotkasz podobną osobę." - Pomyślała i dostrzegła na końcu korytarza Dakotę wyjmującą książki z szafki. - Czas sprawdzić, czy jest ktoś podobny... - Powiedziała pod nosem i obijając się o innych szła korytarzem. Nie widziała nic poza Australijką. Była jedyną rzeczą, która przyciągała jej wzrok. Poturbowana przez kilka osób i potargana doszła do znajomej o wycieńczona oparła się o szafki.
- Hej. - Powiedziała zdyszana. - Co u ciebie?
- W porządku. - Powiedziała wysokim głosem. - A u ciebie?
- Świetnie, tylko nie mogłam się do ciebie dodzwonić. - Dodała uśmiech. - Napiszesz mi go jeszcze raz?
- Pewnie. - Wyjęła kartkę papieru i jeszcze raz napisała cyferki. - Ja już muszę już iść. - Chwyciła ręcznik i butelkę wody. Chciała już iść, gdy nagle ktoś ją złapał za nadgarstek.
- Mogę dziś zjeść z tobą lunch? - Uśmiechnęła się trzymając koleżankę za rękę. - Wiesz... Jestem tu puki co sama. 
- Nie siedzę sama przy tym stoliku. Musiałabym się zapytać innych.
- To się spytaj i szybko daj mi znać.
- Dobrze. Muszę już iść. - Uwolniła się z uścisku i jak najszybciej odbiegła nie oglądając się w tył.
- Tak... - Powiedziała cicho Ally. - Ona coś ukrywa. - Odwróciła się na pięcie i odeszła.

~*~

Dodaję rozdziały jak burza. Nic dziwnego, że mogą się wam nie podobać... Ale blogger nie jest do użalania się nad sobą, więc dziubek zamykam i piszę coś, co by mogło was zaciekawić.

Wczoraj minął dokładnie miesiąc od pierwszego postu (a dokładniej wstępu). Cieszycie się? Bo ja bardzo! Każdego dnia jakaś osoba zagląda tu, by sprawdzić, czy nie ma jakiegoś postu.
Podsumujmy ten miesiąc:
Łącznie 957 wyświetleń (nic, tylko czekać na tysiaka ^.^)
9 postów (i od razu mówię, że to dopiero początek.)
6 obserwatorów (moi ulubieńcy :))
30 opublikowanych komentarzy (chyba nie muszę pisać, że czekam na więcej? xD)
Odwiedziliście mnie z Niemiec, Kenii, Stanów Zjednoczonych, Indonezji i Wietnamu (Chyba o Polsce pisać nie muszę?)
Najwięcej razy włączyliście mnie na Chrome i Mobile Safari oraz na Windows i Android.
Jeśli chodzi o mnie muszę powiedzieć, że polubiłam blogowanie i uzależniłam się od blogspota.

Dziękuję! ;*
Harietta <3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział VII: "Wysadzisz szkołę!"

Z detektywistycznych przemyśleń wyrwała ją Penny.
- A na stronie szkoły nie będzie adresu?
- Mamuś, to szkoła... Oni tam mają stronę tylko dla szpanu. Pewnie nic tam nie wstawiają. - Westchnęła. I spojrzała na matkę. Jej wzrok mówił sam za siebie. - No dobra! - Powiedziała zrezygnowana i sięgnęła po laptop. Wpisała w wyszukiwarkę nazwę liceum i zaczęła szukać. Po wejściu w jeden z wielu linków jej oczom ukazała się strona internetowa. Obszukała ją całą i... - Znalazłam! - Krzyknęła triumfalnie pokazując kursorem napisany drobnym maczkiem adres szkoły. Poszperała jeszcze w internecie, jednak ku jej złości zobaczyła, że w szkole trzeba nosić mundurki. - O nie, nie, nie! - Krzyczała chodząc jak cień za swoją rodzicielką. - Co oni sobie myślą, że założę jakieś rajstopy z siatki rybackiej, spódnicę niepraną przez sto lat i koszulę w paski?! Ja tego nie przeżyję! - Powiedziała gotowa na ocieranie łez z oczu.
- Allisia, przesadzasz... - Powiedziała wykończona rozmową starsza Dawson. - Mundurki to nic złego. Sama kiedyś w jednym chodziłam i nie dramatyzowałam, jak jakiś rozpuszczony bachor...
- Ja rozpuszczona? - Spytała niedowierzając. - Wcale nie! Po prostu już widziałam to okropieństwo i nie mam zamiaru tego zakładać.
- Jak chcesz... - Odpowiedziała spokojnie. - Ale inna szkoła w Miami jest dwadzieścia kilometrów od nas. Chce ci się tam codziennie chodzić?
- Jak nie będzie tam trzeba chodzić ubranym od stóp do głów w upał to tak! - Krzyknęła i pobiegła do pokoju. Za chwilę z niego wyszła. - U mnie jest kilku metrowa dziura. Gdzie będę spała? - I nie wytrzymała wybuchając śmiechem. - To się nazywa komizm sytuacji...

~*~

We dwie usiadły w salonie lub jak inni mogą stwierdzić w miejscu, gdzie mogły spokojnie porozmawiać o jutrzejszym dniu.
- Wybrałaś już zajęcia dodatkowe? - Spytała starsza.
- Tak... - Odpowiedziała kładąc na stół szkolną broszurkę z podkreślonymi przedmiotami.
- Co my tu mamy... - Powiedziała spoglądając na zadrukowaną kartkę. - Muzyka, teatr, taniec... - Zawiesiła głos. - Ally, taniec? - Spytała z niedowierzaniem. - Przecież ty nie umiesz tańczyć.
- Dzięki za poparcie. - Powiedziała sarkastycznie śmiejąc się.
- I jeszcze co... Gotowanie? - Penny zaczęła się śmiać. - Wysadzisz szkołę! - Faktycznie... Mała Dawson miała niezwykły talent kulinarny. A bardziej jego brak. Kiedyś gdy postanowiła zrobić ciasto, nie dość, że je przypaliła, to jeszcze skończyło się interwencją straży pożarnej. Do dziś Ally nie wie jakim cudem piekarnik stanął w płomieniach... Na szczęście nic nikomu się nie stało. Od tamtej pory brunetka ma dożywotni zakaz zbliżania się do kuchni.
- Wcale nie... - Powiedziała oburzona. - Dobra, wykreślamy gotowanie.
- Nie boisz się?
- Czego?
- Jutra, że nikt cię nie polubi, że będziesz pośmiewiskiem i tak dalej...
- Teraz już tak... - Podkuliła nogi pod brodę kołysząc się w przód i tył.
- Nie przejmuj się. Nawet jeśli wszyscy cię znienawidzą to i tak jest tylko ostatnia szkoła, po której będziesz pamiętała najwięcej. - Uśmiechnęła się.
- Nie umiesz wygłaszać mowy motywującej. Lepiej zostań psychologiem zwierząt. One i tak tego nie zrozumieją. - Odgryzła się.
- A wiesz, że z nimi łatwiej dogadać się niż z tobą?
- A to już nie moja wina... - Odwróciła się w stronę telewizora i zaczęła oglądać kreskówki. Jeszcze trochę porozmawiała z Penny i położyła się spać w salonie. Nie chciała, a raczej nie mogła spać. Przez cały czas zastanawiała się nad jutrem. Po głowie krążyło jej zdanie matki: "Ostatnia szkoła, po której będziesz pamiętała najwięcej." Jakim cudem osoba kompletnie nie umiejąca motywować jest psychologiem? Ale to teraz nie najważniejsze. Co będzie jutro?

~*Kilka godzin później - siódma rano.*~

- To już dziś, już dziś, już dziś! - Krzyczała biegając raz w prawo, raz w lewo szukając rzeczy, których nie może zapomnieć. - Już dziś, dziś, dziś! Aż mi się chce śpieewać! - Udawała operową śpiewaczkę. - Ktoś zna jakąś wesołą piosenkę? Because I`m happyyyy... - Tańczyła i śpiewała kawałek piosenki Pharrella Williamsa.
- Ty się dobrze czujesz? - Szampański nastrój dziewczyny przerwała Penny.
- Nie i to jest najlepszeee! - Dalej biegała z głową w chmurach.
- O kiedy ty się tak cieszysz z pierwszego dnia szkoły? - I to było jak magiczne zaklęcie. Ally nagle się zatrzymała i uspokoiła.
- To ja idę do szkoły?! - Wykrzyczała zdziwiona. - Przecież są wakacje.
- Pierwszy września. A ty niby myślałaś, że gdzie?
- Nie wiem... Pamiętałam tylko, że gdzieś idę.. I że dawno tam nie byłam. - Odpowiedziała zasmucona.
- Aj, Allyś, Allyś, Allyś... No już, idziemy. 
- Spokojnie, sama trafię. Mam mapę. - Pomachała rodzicielce kartką przed oczami. - To ja idę. - Pocałowała mamę w policzek wyszła. O dziwo bez trafiła do szkoły bez zbędnego błądzenia. Powoli weszła do środka dookoła oglądając wszystko co mijała. Szkoła była na prawdę wspaniała. Duża, ładnie pomalowana, zadbana, czysta... Tylko zgłosić na szkołę roku. Nieświadoma wszystkiego Ally wpadła na jedną z uczennic i wytrąciła jej telefon z ręki.
- Ojej, bardzo cię przepraszam. Nie zauważyłam cię. Jestem tu nowa i właśnie oglądałam szkołę. Proszę cię nie gniewaj się.
- Spokojnie. - Uśmiechnęła się tajemnicza czarnowłosa podnosząc komórkę z podłogi. - Już wiele razy uderzył o ziemię. Nic się nie stało.
- Całe szczęście. - Szatyna odetchnęła z ulgą. - Już się bałam, że coś się stało. - Faktycznie, telefon działał jak należy.
- Jesteś nowa tak? Nic dziwnego. Nie widziałam cię wcześniej.
- Tak. Przeprowadziłam się trzy dni temu. 
- Który rocznik?
- 96 [od Haretty: Tak, wiem że Laura jest z 95, ale musiałam ją odmłodzić, żeby miała te swoje 17 lat.].
- Ja 95. Czyli ostatnia klasa. A tak w ogóle jestem Vic. - Uśmiechnęła się murzynka. 
- Ally. - Brytyjka odwzajemniła uśmiech. - Wiesz może, gdzie mam teraz iść?
- Niech pomyślę... 96... Na salę gimnastyczną. Choć zaprowadzę cię. - Pociągnęła młodszą za rękę i razem śmiejąc się co chwila doszły na salę. - To ja już muszę iść. Jak coś jestem do twojej dyspozycji. - Pomachała jej ręką i odeszła. Allys usiadła w ostatnim rzędzie by nikt nie zwracał na nią uwagi. Nie udało to jej się. Pewnie wzbudzała podobną sensację, jak gdyby Justin Bieber przyszedł do szkoły. Nikt jednak wolał się do niej nie odzywać. Czemu? Nie wiadomo... Brunetka rozejrzała się po sali i zobaczyła Dakotę. Chciała do niej podejść, jednak zauważyła, że rozmawia z jakąś dziewczyną. Była ona bardzo podobna do... Vic! Trochę taka młodsza wersja. Ally wolała poczekać, aż Daka porozmawia. Byłoby niegrzeczne przerywać rozmowę. Ostatecznie omówienie spraw organizacyjnych się skończyło i dziewczyna nie zdążyła pogadać...

~*~

Witam ponownie! Wczoraj były walentynki i pomimo wielkich chęci nie skończyłam rozdziału. Na przeprosiny macie troszkę dłuższy. Moja deprecha minęła i to dzięki wam. Uwielbiam wasze komentarze. Potrafią postawić na nogi. 
Jak już pisałam rozdział dłuższy i kto wie... Może lepszy? To już zostaje do waszej oceny.
Zrobiłam z Ally szaleńca. Komu się podoba, komu? xD

Życzę (spóźnionych) szczęśliwych walentynek i udanego dnia singla (Tak, to dzisiaj. Sama go obchodzę ;3) tak, czy tak musicie wiedzieć, że to wy skarby jesteście i puki co będziecie moimi walentynkami.

Pozdrawiam!
Harietta <3

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział VI: "A wrogów jeszcze bliżej..."

-Ty! - Ally spojrzała ze złością. - Już nie żyjesz. - Popchnęła chłopaka na tyle mocno, że wpadł na ścianę. Dziewczyna przyparła go na tyle mocno, że nie mógł się ruszyć. To zabawne... Nagle facet staje się słabszy.
- Co ja niby takiego zrobiłem? - Spytał przerażony blondyn.
- Co takiego? Co takiego?! - Szatynka stawała się coraz bardziej wściekła. - Może to takiego, że wyjechałeś mi w ścianę! Koleś, to według ciebie nic takiego?!
- Nie ja tylko... Ja... - Blondyn zaciął się. W tej chwili dziewczyna była jak tykająca bomba. Nie wiedział, które wypowiedziane słowo mogło spowodować wybuch złości. Całe szczęście, że do akcji wkroczyła pani Dawson.
-Allisia, spokojnie. Wystraszysz chłopaka i ci nic nie powie. - Powiedziała z dziwnym spokojem.
- Nie daruję mu! - Allys krzyczała dalej. - Już wiem! Też mu zrobię dziurę. - Wzięła spory zamach.
- Tylko błagam, nie w twarz! - Krzyknął chłopak błagalnym tonem.
- Uuu... Prawdziwy maczo! - Roześmiała się Brunetka i puściła koszulę chłopaka, powodując nieprzyjemną randkę z podłogą. Wtem w domu rozbrzmiał stukot obcasów. Zza zakrętu wybiegła około dwudziestoletnia blondynka z butami większymi niż ona.
- Austin! - Krzyknęła wchodząc do pokoju. - Kto przyszedł?
- Jakaś nowa w szkole. - Powiedział ledwożywy chłopak. - Chyba zapaśniczka... - Syknął z bólu.
- Ojej... Przepraszam cię, ale to taki odruch na kompletnych palantów. - Odgryzła brunetka ironicznie piskliwym głosikiem.
- Jestem Sarah Moon, siostra Austina. - Blondynka przedstawiła się zabierając głos.
- Wjechał samochodem w ścianę naszego domu. - Powiedziała Penny z dziwnym spokojem.
- Ale Austy nie ma samochodu. - Zaśmiała się dziewczyna. - Ostatnio swój skasował, gdy wjechał w inny. Od tamtej pory ja muszę go wozić swoim... - Przerażona zawiesiła głos. -Co zrobiłeś Chubsowi?! - Krzyknęła na chłopaka.
- Siostrzyczko... Twój ukochany samochodzik jeździ teraz niebiańską autostradą. Spokojnie odkupię ci go. - Powiedział przestraszony sytuacją blondyn. Nic dziwnego. Z jednej strony Sarah, a z drugiej Ally. To złe rozmieszczenie...
- Oby... Mój malutki różowiutki... - Powiedziała cicho ze łzami w oczach. - Co możemy zrobić w tej sytuacji? Na pewno odpowiemy za wywołane szkody. - Spytała już po przejściu straszliwej, minutowej żałoby.
- Mam taką nadzieję. - Odpowiedziała już uspokojona Allys. - Zostaw mi swój numer, ja też ci dam swój. Zadzwonię jak już będę wszystko wiedziała.
- 389 34... - Blondyn zaczął wymieniać cyfry.
- To było do mnie kretynie... - Westchnęła wymownie spoglądając na chłopaka. - 783 245 2894. - Podała liczby i następne wzięła kartkę od brunetki. - Chodzisz tu do szkoły? Nigdy cię nie widziałam. - Sarah postanowiła, że zmieni niewygodny temat do rozmowy.
- To dlatego, że jestem tu już od niedawna, właściwie od środy. - Powiedziała uśmiechając się. - Od jutra jestem w Mariano High School.
- Czyli pomęczysz się z Austinem... - Szepnęła do dziewczyny wychodząc z pokoju. - Przepraszam, ale muszę oddzwonić w sprawie pracy. - I wyszła zostawiając brata samego z rozzłoszczonymi pannami Dawson.
- To my już lepiej...
- Tak... Jeśli chcecie. - Dokończył zdanie brunetki. - Cześć. - Uśmiechnął się do niej. - I do widzenia. - Zbliżył się do drzwi i je zamknął. Drogę powrotną dziewczyna spędziła w milczeniu. Nic nie mówiła matce. Po prostu nie wiedziała co mogłaby jej powiedzieć. Szły obok siebie rozglądając się po Miami. Było ono przepiękne. Niebo było bezchmurne, a księżyc pełny i jasny. Niedaleko znajdował się ocean. Delikatna bryza przyjemnie wiała rozwiewając Ally jej bujne włosy. Jej oczy były teraz takie piękne. Można powiedzieć, że się śmiały. Tak, śmiały się... Duże, wyglądające jak lampy oświetleniowe znajdujące się nad nimi.
- Mamo, - Szepnęła spoglądając na swoją rodzicielkę. -dziękuję.
- Nie rozumem...
- To dzięki tobie tu jestem. Spójrz... - Pokazała ręką na krajobraz. - Czy widziałaś piękniejszy widok? Ostatnio ci tego nie mówiłam, ale kocham cię.
- Też cię kocham... - Zawiesiła głos i nie wiedziała co dalej powiedzieć. - Allisia.
- Lubię kiedy tak do mnie mówisz. - Uśmiechnęła się.
- Przecież tego nienawidzisz! - Zaśmiała się kobieta.
- Powiedzmy, że żartowałam. -Powiedziała przytulając się do matki. - Ale lepiej tak więcej do mnie nie mów. - I obie wybuchły szczerym śmiechem. Wróciły do domu w wyśmienitych nastrojach. Nie przeszkadzała im nawet gigantyczna dziura. Co mogło by popsuć idealny wieczór? Nic i tak na szczęście już pozostało.
Na drodze Ally pozostał już tylko jeden problem - szkoła. W tym całym zamieszaniu zapomniała, że nawet nie wie gdzie ona jest... Jeden telefon do Daki i sprawa załatwiona. Spróbowała jeden, później drugi i trzeci raz. Nikt nie odbierał. Jeszcze raz zadzwoniła pod podany przez koleżankę numer. W słuchawce słychać było melodyjny głos.
- Przepraszamy, nie ma takiego numeru. - Szkoda tylko, że nie rzekomej właścicielki telefonu. Brunetka z całej złości wcisnęła komórkę między poduszki w salonie. Wydawało jej się, że z dziewczyną jest coś nie tak. Była taka... Tajemnicza. Nie pamięta jej adresu, chyba w ogóle go nie dostała. Nie wie nic o jej znajomych, przyjaciołach, rodzinie... Nie wie czego się boi, co lubi, a czego nie znosi. Jedyne czego się dowiedziała to to, że Australijka lubi spódnice w kropki i truskawkowe lody. Przez te kilka godzin Dakota wypytywała się jej o wszystko. Dawson nie miała nawet szansy na zadanie choć jednego pytania. Wyglądało to trochę jak... Wywiad! Z tego co było jej wiadomo lub nie wiadomo jej znajoma nie jest żadną dziennikarką. Po co jej aż tyle informacji? I jeszcze tam w sklepie, gdy szła jakaś dziewczyna z telefonem. Daka była tak jakby... Przestraszona... Tylko czego? Może się z nią nie lubi? Nie... Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. A może... To Allyson Dawson jest tym wrogiem?

~*~
Słabo jakoś >.<
Wiem... Zaraz napiszecie, że jest super, fenomenalny itd. Ja muszę trochę ponarzekać.
Zrobiłam totalny mix: bójka, "urocza" scenka i skrócona wizyta w biurze detektywistycznym. Nie wiem, czy jest na Ziemii osoba, której się to podoba (Albo przynajmniej to zrozumiała xD). Może później będzie lepiej.
Mam już z milion pomysłów na nowe blogi. Nagle sobie myślę "Helloł! Jesteśmy w szóstym rozdziale! Ogarnij się... -.-' " i dalej się zastanawiam co zrobić, żeby to, co piszę miało jakiś taki malutki sens.
Pozdrawiam Agatkę, która pewnie i tak tego nie czyta. I dobrze słońce robisz! Szkoda życia na to "coś". xD

Najchętniej założyłabym drugiego bloga o czymś innym, innym, ale już szablon jest zamówiony i wy tu czasem zaglądacie. Nie chcę was zawodzić, choć czasem myślę, że lepiej by było już to wszystko skończyć...

Jak widzicie pojawiła się siostra Austina, ale ona będzie tylko miała jedynie kilka wystąpień, a moje lenistwo zobowiązuje mnie do nierobienia jej KP. Chyba wiadomo, że nazywa się Sarah Moon i postać to Rydel...

Najbliższy rozdział pokaże się jak tylko wyjdę z mojej kilkudniowej depresji. ^.^
Harietta <3
Ps. Harietta się chwali - Dostałam pięć z geografii. Jakim cudem, nie wiem. Życie na trzy sekundy stało się takie pięknee!

środa, 5 lutego 2014

Rozdział V: "A o czym ty mówisz?"


Poprzez morza, doliny, lasy, góry, chodniki, jezdnie i trawniki. Tak można opisać bieg dziewczyn za różowym autkiem.
- Augustin! Zwolnij trochę! - Krzyczała Ally.
- Słońce, to jest Austin... - Poprawiła ją towarzyszka.
- Nie ważne! - Zdenerwowała się. - Ja już mam dość. - Krzyknęła i przestała pędzić.
- Nie mogłaś tego powiedzieć jakiś kilometr temu? - Wyszeptała zmęczona Daka.
Powolnym krokiem wróciły do domu zastanawiając się co mają dalej robić i jak wytłumaczyć pani Dawson to ogromną dziurę w ścianie.
- A może powiesz "Mamo! Jakieś UFO tu wylądowało, ale CSA już je zabrało!"? - Wykombinowała Australijka.
- Oczywiście! I jeszcze powiem, że sterowała nim Violetta! - Odpowiedziała ironicznie.
- Wiesz... Jeśli twoja mama zostanie zahipnotyzowana to może w to uwierzy.
- Dakota! - Krzyknęła.
- No co? Ja ci tu pomagam...
- Puki co te twoje pomysły - Zrobiła cudzysłów w powietrzu. - To te twoje pomysły nadają się jedynie na scenariusz do filmu Si - fi.
- Ha, ha, ha... Bardzo śmieszne. I co jej powiesz? - Spytała tym razem na poważnie.
- Prawdę. UFO jeszcze nie lata na Ziemii, więc mama tej bajki nie kupi.
Były już o kilka metrów oddalone od domu, gdy usłyszały głośny krzyk.
- Allyson Marie Dawson, do mnie już! - Krzyknęła osoba z środka.
- O nie, mama wróciła.. - Szepnęła Allys. - Dakcia, idź już do domu. Szopki nie chcę ci pokazywać.
- Na pewno? Wiesz, mogłabym ci pomóc.
- Spokojnie, jak coś by się działo to zadzwonię. - Brytyjka uśmiechnęła się blado. - Cześć. - Pomachała jej i poszła przed siebie. Szła niepewnie. Po raz pierwszy słyszała, aby jej mama była w takim stanie. Wolała zachowywać środki ostrożności. Wychyliła się zza drzwi i zobaczyła wściekłą matkę.
- Mamo, przepraszam cię, bardzo, bardzo, bardzo. To nie moja wina, ten chłopak tu wjechał, a ja później go goniłam ale on był szybszy i...
- Córcia, ale o czym ty mówisz? - Spytała zdezorientowana Penny.
- A o czym ty mówisz?
- O pudełku po pizzy. Rozmawialiśmy już chyba o tym. Miałaś sprzątać!
- O tym... - All odetchnęła z ulgą. - Już zabieram, przepraszam. - Wzięła opakowanie i je wyrzuciła.
- A teraz powiedz co przeskrobałaś...
- Ja?! Nic... - Powiedziała dziwnie podwyższonym głosem
- Ally...
- No dobra! Ale to nie moja wina... - Chwyciała kobietę za rękaw jej bluzki i zaprowadziła ją do wspaniałej dziury.
- Co, co, co, co... Co ty zarobiłaś?! - Krzyknęła Penny.
- To nie ja! Oglądałam film i wtedy jakiś chłopak wjechał w ścianę.
- Błagam, powiedz, że go znasz.
- Oczywiście! Po jednym dniu mieszkania w Miami znam każdego pirata drogowego! - Krzyknęła zdenerwowana.
- Spisałaś numery rejestracyjne?
- Nie... Ale znam osobę, która go zna. - Wzięła telefon.
- Allys, co ty...
- Ci, ci, ci... - Zasyczała dziewczyna. - Daka?! Cześć tu Ally. Byś mi dała adres tego Augustina...

Szybko zapisała numer i pobiegła pod podany dom. Zapukała, później zadzwoniła, jeszcze raz i jeszcze raz. W końcu gałka się przekręciła. Zza nich wyrażał TEN chłopak. Ally poczuła, że robi się czerwona że złości. To się mogło tylko źle skończyć...

~*~

Kończę w telefonie, więc nie napisałam "center". Głupi mobil blogger. Chciałam dodać wczoraj, jednak rozpaczanie z powodu koncertu stało się atrakcją dnia xD
Nie wiem kiedy następny rozdział. Szkoła powraca ;<

Nie wiem jak dodać piosenkę, więc dzisiaj będzie bez niej :)

Cytując Rydel: "Kocham cię"
Harietta <3

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział IV: "Zwiążę go skakanką i wydłubię mu oczy!"

- Ci, ci, ci... - Ally uciszała koleżankę. - Moja mama pewnie śpi. - Dziewczyna ostrożnie przekręciła klucz i otworzyła drzwi. Weszły do środka. - Mamuś! - Szepnęła. Nikt nie odpowiadał. - Mamo! - Szepnęła trochę głośniej. Nadal była cisza. Skierowały się do kuchni. Leżała ta karteczka.

Allisia!
Jestem w pracy i wrócę około północy. Nie zdążyłam nic ugotować. Obok leży kartka z numerem do pizzeri.
Całuję!
Mama

 -Taak... - Powiedziała patrząc na skrawek papieru. - Mojej mamy nie ma. Zamawiamy pizzę? - Spojrzała na towarzyszkę.
- Pewnie. - Prawie krzyknęła spoglądając na telefon. Zaczęła coś pisać, a w międzyczasie All zadzwoniła.
- Co robisz? - Spytała zerkając na telefon.
- A nic... - Dakcia szybko wyłączyła telefon. - Co tam z tą pizzą?
- Już wiozą. Obejrzymy coś?
- Może być.. A co? - Ciemnowłosa już trochę oprzytomniała. Co ona ukrywa?!
- Nie wiem... Choć, coś wybierzemy.
Wypakowały z folii telewizor i go podłączyły, co nie było aż takie trudne. Jedynie ciężko było złapać telewizor, gdy spadał z szafki. Dakota i Ally ratują sytuacje! Kto powiedział, że kobiety to słaba płeć? Szukanie i odpakowanie płyt na szczęście nie było aż takie trudne. W końcu postanowiły, że wspólnie obejrzą Lol'a. Ciekawy film i nie trzeba przy nim dużo myśleć. Idealny na ostatni dzień wakacji. Najciekawsze było to, że dostawca pizzy nie dzwonił do drzwi...
- Jak zaraz ten gość nie zapuka do drzwi to ci, że zwiążę go skakanką i wydłubię mu oczy! - Krzyknęła zbulwersowana Daka. Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyny zaczęły się śmiać. - A nie mówiłam! Mała groźba i od razu przychodzą! - Powiedziała ciemnowłosa przez śmiech. Ally zatrzymała film i odebrała jedzenie. Pan od pizzy był trochę wystraszony. Wziął pieniądze i dosłownie uciekł do samochodu. Czyżby słyszał groźby Dakoty?
Wyglądało na to, że była to ostatnia atrakcja wieczoru. Ile Ally dałaby gdyby była to ostatnia...
- Ooo... Skończyło się? - Posmutniała Australijka. - Obejrzymy coś jeszcze?
- Zapomnij! Mam tylko kucyki Ponny. - Allys z trudem powstrzymywała śmiech.
- To niech będą i kucyki! Kocham je! Ja chcę kucyki!
- W takich chwilach przypominasz mi Pinkie Pye...
- Ty też ją lubisz? - Dakcia zrobiła duże oczy. Mogły tak żartować do woli, gdyby nie jeden głośny huk. - Ally, co to było?!
- Nie wiem.... - Choć, sprawdzimy to! - Wzięła do ręki patelnię obronną i poszła w stronę "jej" pokoju, skąd dobiegał ten dźwięk. Ku przerażeniu dziewczyn okazało się, że w ścianę uderzył samochód. W środku różowej bryczki siedział oszołomiony blondwłosy chłopak.
- Co, co, co ty tu robisz?! - Allys krzyknęła na nieznajomego. Milczał. - Pytam, co ty tu robisz!
- Austin?! Coś ty narobił? - Krzyknęła Daka, gdy wychyliła się zza ramienia koleżanki.
- Cześć Daka. - Powiedział i szybko wrzucił na wsteczny.
- Wyjechał! I co my robimy? - Spytała przestraszona sytuacją Brytyjka.
- No jak to co?! Biegniemy za nim!

~*~
Rozdział z serii "Harietta pokutuje!", czyli dodaję jeden po drugim :)
Wszystko dla was !

Co tam u mnie? Zbyt wiele się nie zmieniło... Poza tym, że dzięki wczorajszej grze nauczyłam się kłamać! "Kłamczuch"? Dokąd zmierza ten świat?!
Moja kuzynka rozpacza z powodu, że wczoraj R5 było przy Złotych Tarasach. Może udałoby się jej zatrzymać jadący samochód jakby ich w środku zobaczyła ? ^^
Związywanie skakanką to jedna z historii "z życia wziętych". Widzicie, jakie to ja mam popieprzone życie? Koleżanka wystraszyła mi gościa od pizzy. Takie rzeczy tylko w Harietta TV xD (Nazwa prywatna. Don't copy! ^.^)

Może jutro dodam kolejny? Nw. Zobaczymy jak się wrobię :)
Hariettka pozdrawia!
Love ya!

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział III: "Czasem wszystko się wali, ale i tak jest dobrze..."

Dzwonek do drzwi obudził zaspaną Allys.
- Mamo! Otwórz te drzwi! - Krzyczała wynurzając się zza już pustych kartonów. Nikt nie odpowiadał. Jedyne, co można było usłyszeć, to ten denerwujący dzwonek. - Mamo! - Dziewczyna wołała dalej. - Pewnie jeszcze nie wróciła... - Westchnęła, przeczesała włosy i ledwożywa podeszła do drzwi. Wyjrzała przez wizjer. Stała tam niska, czarnowłosa dziewczyna. Przekręciła zamek i nacisnęła na klamkę.
- Cześć, jestem Dakota. Będę twoją nową sąsiadką. - Jeszcze tego brakowało! Jakaś dziewczyna przychodząca na zaprzyjaźnianie się. Co ona niby myślała? Że mieszka tu jakiś ładny chłopak? Pomimo złości Ally postanowiła, że będzie miła dla Dakoty.
- Hej. Ally jestem. - Powiedziała z udawaną życzliwością. - Wchodź. - Pokazała ręką na wnętrze domu. Ciemnowłosa grzecznie weszła do środka.
- Skąd przyjechałaś? - Spytała.
- Z Londynu. Szczerze nawet nie wiem po co... - Mruknęła. W tej chwili Angielka nie miała ochoty rozmawiać o swojej przeszłości. Szczególnie, gdy przeszłością tą był wczorajszy dzień.
- Ja jestem z Australii. Spokojnie, - Dziewczyna miło się uśmiechnęła. - przyzwyczaisz się. Ja też myślałam, że to koniec świata.. Czasem wszystko się wali, ale i tak jest dobrze. - W tym momencie Ally dziwnie spojrzała się na Dake. - Coś źle powiedziałam?
- Nie,  nie... Tak bardzo przypominasz mi moją przyjaciółkę. Ona też tak samo mówiła. - Powiedziała zdziwiana.
- Podobno każdy na świecie ma swojego odpowiednika. Dzięki temu inni ludzie nie są sami. Jeśli kogoś stracisz, może istnieć szansa, że spotkasz podobną osobę. - Jej uśmiech dalej nie schodził z twarzy. - Będziesz chodziła do naszej szkoły?
- Nie wiem. Będę chodziła do jakiegoś Mariano High School. - Odpowiedziała brunetka zerkając na kartkę napisaną przez jej mamę.
- To właśnie ta szkoła! Masz mundurek?
- Co? - Brunetka znów poczerwieniała. - Jest jakiś mundurek?
- Tak, ale tylko na ważne dni. Później zakładasz co chcesz...
- I dobrze... - Ally odetchnęła z ulgą. - Pewnie dostanę go jutro. - Czy wiecie, że rok szkolny zaczyna się już jutro?
- Cieszę się. - Daka miała dziwną rzecz. Uśmiechała się niezależnie od sytuacji. Ciekawe, czy kiedykolwiek płakała... - Chcesz się ze mną przejść? - All lekko się zawahała. Czy iść z dziewczyną, którą zna się od kilku minut? Chyba nic się nie stanie.. Pozna okolicę i może jeszcze zdobędzie nowego znajomego?
- Pewnie! - Po namyśle brunetka postanowiła wyjść. - Zabiorę tylko torbę i klucze.
Jak wspaniale nie być samym! Dakota zaprowadziła Allyson do galerii, gdzie okazało się, że mają podobny gust. Zjadły lody, później poszły do kina, do kawiarni, a nawet i do sklepu z zabawkami! Dakota była dla Ally niesamowita. Pogodna, miła i zabawna. Choć dziewczyna znała ją od zaledwie kilku godzin czuła, jakby to było całe życie. Może to dlatego, że Daka tak bardzo przypominała jej Trish? A może po prostu dlatego, że była pierwszą życzliwą osobą, jaką spotkała w Miami.
- Tak mamuś rozumiem. - Mówiła do słuchawki czarnoskóra dziewczyna idą galerią. - To będę szła do studia taty, tak? - Odczekała kilka sekund i znów nabrała powietrza. - Aha... Czyli wieczór z Victorią? Też jej nie ma... - Dziewczyna była bardzo zasmucona faktem, że prawdopodobne spędzi wieczór sama. - No dobra, cześć. - Szepnęła i odłożyła telefon od ucha. W nie najlepszym nastroju poszła dalej. Choć tego nie zauważyła, to sama nie była. Tuż obok nie szły nasze dziewczyny.
- Ally, może już wracajmy? - Spytała Australijka, gdy nieznajoma odeszła.
- Dlaczego? Coś zrobiłam nie tak? - Przestraszyła się brunetka.
- Niee... Nie ma już ochoty biegać po sklepach. - Daka wyraźnie kłamała. Osoby, które znają dziewczynę lepiej mogą bez zastanowienia powiedzieć, że zakupy to jej żywioł . Czyżby tak nagle zmieniła swoje zdanie? - Może wrócimy do ciebie?
- Świetny pomysł!
Choć znajome wróciły roześmiane, to Ally dalej dręczyło jedno pytanie:
"Co takiego ukrywa Daka i dlaczego chciała tak szybko wracać?"

~*~
 Kto chce spalić Hariettę na stosie? Ja chętnie...
Bardzo was przepraszam. Obiecywałam, że rozdział będzie w ciągu tygodnia, a dodaje w następną sobotę ;-;
Nie wyrabiam się z terminami. Oczy mi ślepną i ograniczać ekrany muszę. Dzisiejszy pisałam przez cały tydzień (jak się siedzi przez pół godziny na dzień to nawet zawodowiec nie wyskrobie nic. ;( )
Nie będę się już nad sobą użalać, bo od tego dopiski nie służą.
Znowu dziękuję za ostatnie komentarze. Choć czasem ryczeć mi chcę z braku tzw. weny to gdy patrzę na to co wy ty skrobiecie od razu mi lepiej ;D
Wy też tak czasem macie, że rozpoczynacie bloga i szybko do głowy wpada pomysł na drugi? To się leczy? xD

No dobrze... Nie chcę już was tym zamęczać, bo wychodzi na to, że dopiski są dłuższe od rozdziału (Durna ja!).

Z Warszawy (Choć na koncert nie jadę, co mnie dołuje ;-;) pozdrawia
Harietta <3

Ps. A jak wam mijają ferie? Macie je? ^.^